widzi, stąd zaciśnięte usta. Obcy. Swoi byli staruszkowie. Trzech na werandzie. Grali w mariasza, sądząc z odzywek. Jeden gracz, siwy jak gołąbek, ustawicznie mrugał powiekami. Zapalenie spojówek czy oszukuje? Drugi, czerstwy, do posępnej twarzy miał doklejony niepokój, ten trzeci siedział tyłem do ulicy i był kolejną wrzosowską tajemnicą. Naprzeciw tej tajemnicy martwiał połamany, sczerniały wiklinowy fotel. To już nie był dawny, prawdziwy Wrzosów. To była scenografia na teraz. Wrzosów został okradziony brutalnie z bardzo istotnej swojej części. Na tej werandzie, w prawdziwym Wrzosowie, powinni siedzieć Żydzi. Jeszcze do początku roku 1940 mieszkali we Wrzosowie. Milchikerzy, bałaguły, szewcy, rzezacy, handełesy, szames, który