samolubna jak rozpieszczony dzieciak, tryskająca energią jak potężny wulkan w środku erupcji. Moja ukochana Julka. Prawie jak ta z Szekspira, tylko pięć razy bardziej szalona.<br>Pamiętam, jak patrzyłem na nią ze zdumieniem, gdy bez przerwy chichotała i klepała po plecach naszych weselnych gości. Bez tremy czy odrobiny strachu, zachowywała się tak, jakby nie było to wesele na 120 osób, tylko balanga w gronie jej przyjaciółek. Pamiętam, jak dostałem ataku śmiechu, gdy scenicznym szeptem poinformowała zebranych, że weselny kurczak w młodości na pewno był kulturystą, bo taki jest żylasty... Kim ona jest? - pytałem sam siebie - moją żoną czy jakimś czarującym, nieznośnym dzieciakiem? <br>Od