jej znużoną, dziecinnie drobną twarz, widział jej łagodne, dobre oczy, słyszał głos i przez dłuższy czas nie mógł ani jednego słowa uchwycić. Po chwili dopiero zorientował się, że opowiada o Marii. Słuchał nie przerywając, przymknąwszy powieki i o kolana oparłszy swoje duże, ciężkie dłonie. Więc nie omylił się. Wszystko było tak właśnie, jak przypuszczał. Lecz przypuszczenia wnikały w niego teraz pewnością. Jak gdyby z najodleglejszego świata, z głębi zagubionej przeszłości powracała do niego kobieta, którą kochał był i której człowieczeństwo tyle razy wspierało go w ciężkich chwilach i przywracało mu nadkruszoną wiarę w ludzi. Powracała nie zmieniona, taka sama, jaką pewnego dnia