nie odpowiadał. Myślę, że podałam jej nawet nazwisko naszych francuskich przyjaciół, państwa Legrandów. Niech może potwierdzą, że jestem tą, za którą się podaję. I ja zaczynałam mieć tego wszystkiego trochę dosyć. Wydzwaniała tak i wydzwaniała, książkę telefoniczną wertując w tę i z powrotem. A wszystko na zasadzie - jest u nas taka a taka madame, która przekonuje, która twierdzi itp. To jej grzeczne przypuszczalne "być może" zaczęło doprowadzać mnie do pasji. <br>Atmosfera stawała się coraz cięższa, coraz bardziej napięta. Trudność z identyfikacją mojej skromnej persony była już ewidentna. Myślę, że pani urzędniczka zaczęła się serio zastanawiać, czy nie wezwać wszechmocnej, wszechwiedzącej Police, aby oni