czasy całkiem niekonwencjonalny językiem sobie tylko właściwym, pełnym istnych perełek jej własnego, niezwykłego i śmiałego słowotwórstwa, które uchodziły bezkarnie wśród rozbawionych jej inwencją słuchaczy. Oczywiście <br>- słuchaczy węższego grona - rodziny i przyjaciół. Jeżeli czasem się mówi o mnie, że lubię się bawić słowem, to na pewno po niej odziedziczyłem chęć do takiej zabawy. <br> Tyle razy, mieszkając w pobliżu, przechodzę przez Ogród Saski, opodal miejsca, w którym się urodziłem i budynków, których już tam nie ma, że coraz realniejsze mi się wydaje to moje niedawne spotkanie z babcią u stóp Świątyni Westy, osłaniając się umbrelką koloru pervenche od promieni słońca powiedziała na mój