ma ochotę, i bałaby się, że to, co wybierze, może nie być tym, co uda jej się zjeść. A zjeść musiała wszystko. Po to właśnie miała zeszycik, w którym - na prośbę Heleny - pani miała podpisywać, co, za ile i czy wszystko zjadła. Joanna zrobiła w zeszycie stosowne rubryki i odnosząc talerz dostawała podpis. Ale droga od bufetu do podpisu była daleka. Najpierw musiała przyjść bufetowa. Często zjawiała się dopiero wtedy, gdy klient, który przyszedł po Joannie, zaczynał się tego domagać. <br>- Jest tu kto? - pytał głośno albo podchodził do okienka służącego do wydawania potraw, przez które można było zobaczyć całą kuchnię, i