żółtej firance, zasłaniającej szklane drzwi, prześlizgiwały się ciemne sylwetki kelnerów i pikolów, niknęły raptownie lub powoli, a potem tylko dudnienie kroków słychać było i skrzypienie parkietowej posadzki - rzadziej głosy stłumione, nie wiadomo co wyrażające i do kogo skierowane <page nr=66>.<br>Romek odwrócił się od sali i po raz trzeci zaczął liczyć małe talerzyki: "...czterdzieści osiem, pięćdziesiąt... tak... pięćdziesiąt... Fornalski nie jest jasnowidzem, żeby odgadł moje myśli...<br>pięćdziesiąt dwa, pięćdziesiąt cztery... tak, pięćdziesiąt cztery... ja z nim nie robiłem dzisiaj. Julek... jego będzie podejrzewał. Najważniejsze: zimna krew i spokój... Było pięćdziesiąt cztery, pięćdziesiąt sześć, pięćdziesiąt..." - Romek!<br>Drgnął i spojrzał w stronę sali. W drzwiach