okazało się, że w przedpokoju przygotowała dla siebie futrzaną zarzutkę, a dla nas, z garderoby męża, który, zdaje się, był w podróży służbowej, po swetrze i po szaliku. Wzięliśmy to wszystko i zeszli na dół.<br>Na górze nie od razu poszliśmy do restauracji. Pospacerowałiśmy trochę po zalesionym szczycie. Wreszcie ów taras, na który mnie kiedyś zaprowadził ojciec. Nie o nim jednak <page nr=205> pomyślałem. Spoglądając z góry, pomyślałem o księdzu Piolantim i o moim pobycie w Lazaretto, z którego powróciłem zaledwie przed dwunastu godzinami. Od myśli o tym, jaki to przewrót się dokonał w moim położeniu przez taki krótki przeciąg czasu, zaniemówiłem. Wieśniewicz