od nas odległości i patrząc na nas z góry, tak<br>że ani rąbek morza się na niej już nie zmieścił, ani nikt w tle. I któż<br>to mógł być, bo nikogo takiego pamięć moja nie zachowała? Czyżby ojciec<br>któregoś z tych Jacusiów, Ireczków, z którymi Paweł się bawił? I<br>zapewne też chodziło mu przede wszystkim o Pawła, bo moja pochylona<br>głowa wyłania się zza brzegu fotografii jakby jakiś cień nad radością<br>Pawła, a nawet ma się wrażenie, że tę radość, którą płoną jego<br>rozwarte, uniesione ku mnie oczy, zakłóca. Ta radość niczym słońce<br>rozświetla fotografię. A nawet jakby nie mogąc się