Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Mój Boże, czy można mu się dziwić? Człowiek ma żonę i sześcioro dzieci, musiał je ratować... Co za czasy...

Przyszła wreszcie kolej na doktora Jakuba, chociaż trudno było przypuścić, że w Wielkich Łukach ktokolwiek odważy się wystąpić przeciwko temu zasłużonemu lekarzowi i dobroczyńcy miasteczka.

Matka pilnie nasłuchiwała. Rozległ się brzęk tłuczonych szyb, łomotanie do bramy nie ustawało. Nad wrzawą górowały plugawe wymysły. Przez płot posypały się kamienie.

Sytuacja stawała się coraz groźniejsza, gdyż opór mocnej bramy wzmagał wściekłość rozbestwionej bandy.

Matka zaprowadziła nas na strych. Tam wyjeła z ukrycia rewolwer ojca, znany mi jeszcze z Nowych Sokolników, błyszczący niklowy "Smith i
Mój Boże, czy można mu się dziwić? Człowiek ma żonę i sześcioro dzieci, musiał je ratować... Co za czasy...<br><br>Przyszła wreszcie kolej na doktora Jakuba, chociaż trudno było przypuścić, że w Wielkich Łukach ktokolwiek odważy się wystąpić przeciwko temu zasłużonemu lekarzowi i dobroczyńcy miasteczka.<br><br>Matka pilnie nasłuchiwała. Rozległ się brzęk tłuczonych szyb, łomotanie do bramy nie ustawało. Nad wrzawą górowały plugawe wymysły. Przez płot posypały się kamienie.<br><br>Sytuacja stawała się coraz groźniejsza, gdyż opór mocnej bramy wzmagał wściekłość rozbestwionej bandy.<br><br>Matka zaprowadziła nas na strych. Tam wyjeła z ukrycia rewolwer ojca, znany mi jeszcze z Nowych Sokolników, błyszczący niklowy "Smith i
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego