kuchni, gdzie postawi na gazie kociołek z bigosem i, wycierając ręce w fartuch, zapuka. Kroki gospodarzy w korytarzu, potem odgłos przekręcania klucza w drzwiach ich pokoju. Wiedziałem, że gospodyni wejdzie nie czekając na moje "proszę", rozejrzy się, podniesie głowę jak węszący pies i dopiero wtedy się uśmiechnie. Nie pomogą moje tłumaczenia, że jestem zajęty. Powie: "Praca to dobra rzecz" - i wyciągnie z kieszeni fartucha plik kartek. "Coś panu przeczytam" - i wśród chichotów zacznie odczytywać wiersz o młodzianku i pannie nad jeziorem, którzy krwawili, gdyż ugodziła ich strzała Amora. Pospiesznie włożyłem płaszcz.<br>Czekałeś na to. Nie byłeś zdolny, by bez powodu wyjść