przyjezdnych - głowa węża. Nie będzie czekał, aż miną bramę, aż od grających oderwie się jeden, potem drugi ktoś.<br>Nikt go nie zatrzymywał i nie pobiegł za nim. W uliczkach oglądał się za siebie, potem na Grodzkiej, głównej i szerokiej zwolnił. Ludzie wracali z kościoła, szedł pod prąd, nieważne, ale w tłumie łatwo się zgubić.<br>Dzwonnica na szczycie wzniesienia odezwała się, gdy mijał zakręt, by rzucić się w dół ku Strudze.<br>Ostatnie stare kobiety wychodziły z kościoła, szły pojedynczo, zajęte sobą i czekającym je trudem kamienistej nierównej drogi przez plac, potem wysoki próg chodnika, znów kocie łby, stopnie przy każdej przecinającej rynek