go przypadło.<br><br>Lis już stał przed swoją norą.<br>Spojrzał: owszem, sadła sporo!<br>Pełen werwy i ochoty<br>Wziął się zaraz do roboty,<br>Zdjął kapelusz, duchem skoczył,<br>Z pięćset śnieżnych kul utoczył,<br>Każdą spłaszczył szybkim ruchem,<br>Tak jak robi się z racuchem,<br>Schwycił sadło i rzetelnie<br>Wysmarował nim patelnię;<br><br>I choć jest to rzecz kobieca,<br>Placki wkładać jął do pieca.<br><br>Z pieca wnet buchnęła para,<br>A Witalis już się stara,<br>Już dorzuca nowe placki,<br>Taki z niego kucharz chwacki.<br><br>Przyglądają się zwierzęta,<br>Pilnie chodzą mu po piętach,<br>Wprost doczekać się nie mogą!<br>A Witalis pręży ogon,<br>Zda się, wącha cudny zapach,<br>Aż zwierzętom kręci