blokował książki, penetrował pisma i ich redakcje. Nazwałbym go Zarakowskim polskiej kultury i chyba nie ma w tym przesady. Pozornie wydawało się, że to swój chłop. Lubił towarzystwo, zwłaszcza kobiece, pił wódkę i chętnie bankietował, gdy tylko nadarzyła się okazja. Ale była to tylko przykrywka osłaniająca nieprzejednanego, zaprzedanego partyjniaka. Jerzego tolerował, gdyż zapewne chroniły go wyższe władze.<br>Jerzy opowiadał mi kiedyś, gdy już przeniósł się do Warszawy, że Sokorski na jakimś pozjazdowym bankiecie (wtedy bankietowało się często i do rana), po dobrej wódce, odciągnął go na bok i przekonywał, że jest właściwie za wolnością kultury, ale musi postępować zgodnie z instrukcjami