Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
łkając.

- Co Aliosza?

- Przepadł... Zginął... Moje dziecko... Alioszeńka... O, Boże!

Podniosła zapłakaną twarz i już składniej opowiedziała, że pewnego dnia Aliosza zniknął z domu i od dwóch miesięcy nie daje znaku życia.

- Mamy duże stosunki - ciągnęła dalej Kawrygina - postawiliśmy na nogi policję w całei Rosii, szukam go wszędzie. gdzie tylko trafię na jakiś ślad... Widziano go w Warszawie... Co on mógł tam robić?... Byłam w Warszawie... Wszystko na próżno! Pan go tak lubił, Stanisławie Bernardowiczu... Pomyślałam sobie, że może pan coś wie... Przecież nie było żadnego powodu, żeby opuścił dom... Niczego mu nie brakowało... Przyjechałam do Wielkich Łuk... Przyszłam do państwa
łkając.<br><br>- Co Aliosza?<br><br>- Przepadł... Zginął... Moje dziecko... Alioszeńka... O, Boże!<br><br>Podniosła zapłakaną twarz i już składniej opowiedziała, że pewnego dnia Aliosza zniknął z domu i od dwóch miesięcy nie daje znaku życia.<br><br>- Mamy duże stosunki - ciągnęła dalej Kawrygina - postawiliśmy na nogi policję w całei Rosii, szukam go wszędzie. gdzie tylko trafię na jakiś ślad... Widziano go w Warszawie... Co on mógł tam robić?... Byłam w Warszawie... Wszystko na próżno! Pan go tak lubił, Stanisławie Bernardowiczu... Pomyślałam sobie, że może pan coś wie... Przecież nie było żadnego powodu, żeby opuścił dom... Niczego mu nie brakowało... Przyjechałam do Wielkich Łuk... Przyszłam do państwa
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego