zaćmiewała oczy. - Dość, że stąpał chwiejnie i nierówno. W chudych, skulonych ramionach mrowił się jakiś dreszcz bolesny jakby mroźnych, przenikliwych dotknięć. Oczy patrzyły przed się tępo, bez połysku, niewidząco zgoła... ot, rzec by - dwie wilgotne plamki w przygasłej, czarniawej twarzy byłego nauczyciela.<br>Teraz już w świadomości kruszył się każdy odłamek troski z szmerem podobnym do skrzypienia uschniętej gałęzi... Rozpadało się każde źdźbło krzywdy i każda gruda nabrzmiałego żalu... Miazga przysypywała duszę Teraz już przygniatała wszystko groźna, posępna beznadziejność... Nieodwołany, możny gniew miażdżył nędzną a nierozważną istotę ludzką - przyginał do ziemi i ubezwładniał, unieważniał człowieka - Unieważniał człowieka!<br>Chwilami przystawał Kazimierz nagle, wstrzymywał