sąsiedni dyszał<br> Nocą parną - w bezmiary.<br><br>Przemijały odpoczynki i znużenia,<br> Nadciągały wciąż pogonie coraz inne,<br>Nieznużone tylko trwało śród istnienia<br> Świętokradztwo moje drzewne i roślinne,<br> Nieznużone, nieśmiertelne<br> Świętokradztwo moje zielne -<br> Obłęd ziemskiej niewiary.<br><br>- Kogo szukam pośród leśnych mych bezdroży,<br> Nawołując drogi wieczne i doczesne?<br>- Tego szukam, kto się zmowy zielnej trwoży,<br> Choć ma stopy jak niewiara - bezcielesne.<br> Nieście pomoc mi w tym trudzie<br> Krzewy, płazy, ptaki, ludzie<br> I wy, czujne konary.<br><br>Podsłuchałem krew czerwoną w drzewie suchem,<br> Zaskoczyłem święty oddech w mym oddechu,<br>I znalazłem czyjeś usta pod łopuchem,<br> I modlitwę rozproszoną gdzieś w pośpiechu.<br> Tej modlitwy nikt nie słyszał,<br> Jeno