szkoda - powiedziała pani. - Wiesz co, Hubercie, jutro niedziela. Zaprosimy na podwieczorek pana Korniakta i panienki. Prawda? <br>- Doskonale, mamo! <br>- Napiszę zaraz list i zaniesiesz go, odprowadzając Marylkę - mówiła pani. <br>Mówiąc nie próżnowała ani chwili. Smarowała sobie chleb, podsuwała Marylce miód, dolewała Hubertowi śmietanki. Z twarzy jej, z rąk, z całej postaci tryskała wesoła energia i czarująca prostota. <br>To najwięcej korciło Marylkę, że okazując jej wiele uprzejmości, czarna pani zdawała się jednocześnie wcale nic sobie z niej nie robić, prawie jej nie dostrzegać. Marylka wydawała się sobie tak niepospolitym zjawiskiem wśród swych bliźnich, tak ceniła swoją urodę, wdzięk, inteligencję i wychowanie, że uprzejme