Był przekonany, że został napadnięty przez Moskali, i złorzeczył, że żywym nie da się wziąć. Na koniec osłabł tak, że Bogumił i Nebelski wzięli go na ręce i zanieśli do bryczki. Niechcicowie posadzili go między sobą, objęli ramionami i okryli, czym mogli, lecz wszystko było mokre, tak że starzec wciąż trząsł się. Całą drogę to jęczał, to coś mówił.<br>- Hasło - powtarzał - hasło... Szmeyc świnia, źle prowadził. Niech żyje Polska. - Wpatrywał się w ciemności przed sobą i wołał: - Nie tędy. Na prawo, ośle, na prawo! a potem pytał znękany: - Daleko jeszcze - Michał - jak myślisz, czy to jeszcze daleko?<br>Pani Barbara przyciskała go mocno