przejmująca pieśń katorżników. Słuchali jej w milczeniu. A kiedy pieśń umilkła, siedzieli gwarząc długo w noc.<br><br>9<br>Jaśka doglądała kotła, w którym warzył się wrzątek, przyzwyczaiła się mówić po rusku: kipiatok. Piec był na ropę i w szopie gromadził się paskudny swąd, od którego stale bolała ją głowa. Po dwóch, trzech godzinach pracy pojawiał się w skroniach nieustępliwy ból. O proszki było niełatwo. Wykłócała się ze starym felczerem, który przyjeżdżał raz w tygodniu, gburowaty i nieuczynny. Zmieniło się na lepsze, gdy niespodzianie zamiast niego pojawiła się młoda felczerka. Jaśka zaprowadziła ją do szopy, aby pokazać, w jakim powietrzu pracuje, i odtąd