jeszcze jeden, już po niemiecku. Napuszony krępy brunecik, z wąsikiem, żywo przypominający postać z tandetnego wodewilu.<br>Lekarz ocierał czoło i mamrotał: - Bestie, bestie, osiem ofiar, najmłodsze dziesięć lat. Co ona komu winna, dziecko, takie dziecko.<br>Brunecik splunął pod nogi, któryś z oficerów, znudzony pospolitością zbrodni, ziewnął. Jassmontem szarpnęło. - Chodźmy, nic tu po nas - powstrzymał go Konstanty i wziął go pod rękę. Wyprowadził, ludzie rozstępowali się jak przed zarażonym. Tymczasem niebo pojaśniało, słońce czerwone, niby najmniejsza fajerka, wzeszło pękate.<br>- Niemiec mówił, że osiem osób? - zapytał, dławiąc się śliną, Jassmont.<br>- Zgadza się, cała rodzina poszła pod nóż.<br>- Straszne.<br>- Teraz mówisz: straszne, a wy