z poczuciem bezbronności, gdy ja, jego wspólnik, półpotworem się okazałem, schowałem lusterko i przy okazji pochwyciłem spojrzenie Wandy, patrzyła na mój zrekinowaciały profil i jej spojrzenie nadzwyczaj aprobujące było, pewne domysły powstały wówczas w moim umyśle, ale nie chcąc przedłużać mojej hybrydowatości, rzekłem "róża jest pięknym kwiatem, a wołowina mało tucząca", znów pieczenie w prawym policzku i wiedziałem już, że do postaci magistra wróciłem, rekinowatości się pozbywając. Wygładziła się twarz inżyniera, ognia mi podał, i to nie ruchem dla ruchu, lecz miękko, przyjaźnie, jakby mnie zapalniczką chciał pobłogosławić, powiedział przy tym "na dnie, panie magistrze, człowieka nawiedzają nieraz omamy wzrokowe, a