zmierzchem. Główne siły rosyjskie poszły na zachód. We Wrzosowie pozostał skromny, ale widoczny garnizon. Zainstalował się w dwóch miejscach, sztab na plebanii, a szeregowi w byłym nadleśnictwie. Po kolacji Róża nie zamknęła drzwi od łazienki. Mocna, wonna, myła się nachylona nad wanną. Włosy zawinęła w zielony ręcznik, skręciła go w turban, dlatego jak spojrzała na niego, przysiągłby, że jej oczy są ciemnozielone. Kiedy stanął w drzwiach, rękę przycisnęła do piersi, łagodnie, ale stanowczo, jak sztubaka, wyprosiła: - Nie, tutaj, nie przeszkadzaj. - Lekko popchnęła go namydlonym łokciem. - Boże, po tylu latach ona wciąż się mnie wstydzi - zachwycił się. Zrobiło mu się okropnie dziwnie