padłem na kolana, przemieniony i olśniony, i ufny, i poczułem, jak wnika we mnie już nie przeczucie, lecz świadomość stającego się cudu, jak wypełnia mnie pewnością, niezachwianym przekonaniem, że jest to dany mi znak, potwierdzenie, i raz jeszcze spojrzałem w promienne oko monstrancji i nim zapadły ciemności, widziałem w nim twarz przeżywającą boleść i cierpienie i obejmującą mnie wzrokiem pełnym troski i miłości,<br>a w blasku cudu objawiła mi się nieskończoność, którą usiłowałem ogarnąć, pojąć, ale zdołałem tylko zrozumieć, że nic nie kończy się śmiercią, że jest to tylko początek, że wprawdzie życie ani mojej zmarłej mamy, ani Sary się nie