Obróciłem się, cofnąłem o krok - coś niewidzialnego, sama czerwień spojrzenia Nazgula, ruch jego palców, odblask na koronie, związało mi nogi; znieruchomiałem. Jak bydło na rzeź. O mnie się mówi, ja ani słowa.<br>Llameth siedział pod drzewem.<br>- Kogo? - spytał przez żółte zęby. - Wyrażaj się, do cholery, jaśniej - warknął na Nazgula.<br>Nazgul typowo żydowskim gestem wzniósł ręce ponad głowę i potrząsnąwszy nią, zrezygnowany zwalił się bezwładnie w wiklinowy fotel.<br>Skin zachichotał.<br>- Llameth - szepnął Nazgul po chwili.<br>Llameth wzruszył ramionami; zaledwie przez ułamek sekundy zdawało mi się, że ruch ów ograniczy się do wzruszenia ramion, w istocie przedziwny ten balans nieproporcjonalnie szerokimi barkami nagłym