Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Płomyk
Nr: 11
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1953
się wcale urządzić.
A wiosną na Górki przyfruwały wędrowne ptaki i przed oknami zakwitały pachnące bzy. Bociany na długich, czerwonych nogach brodziły po zalanej wodą łące i rozglądały się za żabami, które rechotały na całe gardło późno w noc.
Dla nas, dzieci, widzenie gwiazd, które dawno zagasły, ich odległości, droga tysiącletnia ich promieni, ciemność między światami - to był jednak świat nieprzyjemny, budzący nieufność, chęć, aby o tym zapomnieć. Pewnie i przyjemnie czułyśmy się tylko tutaj, w domu, pośród najdroższych ludzi, serdecznych zwierząt, codziennych przedmiotów, które były prawdziwe i niewątpliwe.
U matki też nie było ucieczki przed tym światem. - "Jak to, nie
się wcale urządzić. <br>A wiosną na Górki przyfruwały wędrowne ptaki i przed oknami zakwitały pachnące bzy. Bociany na długich, czerwonych nogach brodziły po zalanej wodą łące i rozglądały się za żabami, które rechotały na całe gardło późno w noc. <br>Dla nas, dzieci, widzenie gwiazd, które dawno zagasły, ich odległości, droga tysiącletnia ich promieni, ciemność między światami - to był jednak świat nieprzyjemny, budzący nieufność, chęć, aby o tym zapomnieć. Pewnie i przyjemnie czułyśmy się tylko tutaj, w domu, pośród najdroższych ludzi, serdecznych zwierząt, codziennych przedmiotów, które były prawdziwe i niewątpliwe. <br>U matki też nie było ucieczki przed tym światem. - "Jak to, nie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego