Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
ze szczęścia.
Żegnaj, Sokratesie.
Wytarłem spiesznie stopy ręcznikiem i zanim którykolwiek z
amatorów zdążyłby podskoczyć z prośbą do Heleny, schwyciłem ją za
rękę i zabrałem znad tworkowskiej sadzawki.
Powróciliśmy na ławkę pod kasztanem.
Mówiliśmy o naszej córce, Jo, która przyznała się żonie, że chce
zostać malarką, co ucieszyło mnie i ubawiło zarazem, gdyż pamiętam: jedyna rzecz,
jaką potrafiłem narysować w szkole, to była palma
kokosowa, którą wszyscy poznawali, ale co pod nią siedzi, tego nikt
nie potrafił rozpoznać.
Moja palma odznaczała się symetrycznością, w końcu doprowadzoną
do perfekcji.
A całe życie nie cierpiałem symetrii...
Więc Jo miała talent nie po mnie
ze szczęścia.<br> Żegnaj, Sokratesie.<br> Wytarłem spiesznie stopy ręcznikiem i zanim którykolwiek z<br>amatorów zdążyłby podskoczyć z prośbą do Heleny, schwyciłem ją za<br>rękę i zabrałem znad tworkowskiej sadzawki.<br> Powróciliśmy na ławkę pod kasztanem.<br> Mówiliśmy o naszej córce, Jo, która przyznała się żonie, że chce<br>zostać malarką, co ucieszyło mnie i ubawiło zarazem, gdyż pamiętam: jedyna rzecz, <br>jaką potrafiłem narysować w szkole, to była palma<br>kokosowa, którą wszyscy poznawali, ale co pod nią siedzi, tego nikt<br>nie potrafił rozpoznać.<br> Moja palma odznaczała się symetrycznością, w końcu doprowadzoną<br>do perfekcji.<br> A całe życie nie cierpiałem symetrii...<br> Więc Jo miała talent nie po mnie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego