się nieco, dzieciak nic nie zawinił. Adam poczuł się jak przyłapany na gorącym uczynku. Domek zaskoczył go. Codzienne budzenie łobuziaka wyglądało zwykle nieco inaczej. To był cały poranny ceremoniał; to branie na ręce, noszenie, przytulanie cieplutkiego, wprost spod kołderki, rozespanego, przecierającego oczka, malutkiego kochanego synka. Inaczej był bunt, płacz i ubieranie na siłę, aby w końcu, więcej lub mniej spóźnieni, mogli dotrzeć jednak do przedszkola. <br>Adam wszedł do sypialni. Mały siedział na nocniku. Leniwie dłubał w nosku. Otwarta w półziewnięciu buzia i nie widzące ślepka skierowane w stronę telewizora. <br>- Tatusiu! Puść mi bajkę! <br>- A potem nie będziesz chciał iść do przedszkola