się już, że biblioteka jest jeszcze większa od salonu. Wypełniały ją wysokie, palisandrowe, oszklone szafy. Lśniły. Migotał mahoń, szkło, mosiężne okucia i kluczyki, złocenia opraw. Migotała też tym wszystkim wielka gablota, umieszczona w nyży pomiędzy dwiema szafami. Pozostawały tylko nadal w mroku portrety na ścianach. Dwa największe przedstawiały panów w ubiorach dworskich. Okazało się, że to byli ojciec i dziadek Campillego, również adwokaci konsystorscy, Piastujący Przy tym jakieś godności watykańskie. Stąd te stroje.<br>Pośrodku sali stał wielki stół. Pod oknami też nie brakowało stolików i konsolek. Na tym wszystkim, ujęte w mahoniowe lub srebrne ramki, zatrzęsienie fotografii. Pan Campilli Przeniósł na