czwarte piętro do pojedynczego pokoju. Prawie raj. Metalowe łóżko, stół do pracy, szafa w ścianie, obok na korytarzu wspaniałe prysznice. Czego chcieć więcej? Intrygował mnie najbliższy sąsiad przez ścianę. Kiedy przechodził, ściągał na siebie wszystkie oczy, jak zawsze nieprzychylne jakiemukolwiek odstępstwu od normalności. Bo nosił rodzaj brunatnej szaty, a nie ubranie, i poruszał się jak kobieta, kołysząc biodrami, przez co wyglądał na hermafrodytę. Malarz, ale co maluje, nikt nie wiedział, bo zamykał się u siebie i z nikim nie utrzymywał stosunków. Nazywał się chyba Karczmarkiewicz. Udało mi się go trochę obłaskawić, wpuścił mnie do swojego pokoju i pokazał obrazy. W istocie