czasie Wielkanocy. Moja mama jakoś to nie za bardzo tolerowała. Pamiętam, jak pierwszy raz jechaliśmy, to powiedziałem:<br><q>- Robert, jedziemy na siedem dni, to siedem blejtramów bierzemy.</><br>Ledwo namalowaliśmy pół jednego obrazu, skończyliśmy go później u nas. Mieszkaliśmy w takim spichlerzu, który potem spłonął, w sali na dwadzieścia pięć osób. Ale uczciwie tam malowaliśmy, ziemniaki sobie gotowaliśmy na ognisku. Któregoś dnia wracamy z obrazami pod pachą, patrzymy, a tu stoją profesjonalne sztalugi, profesjonalny blejtram i przepięknie zaczęty obraz. I nikogo nie ma - pusto. O kurczę! Wszystkie nasze przybory malarskie schowaliśmy szybciutko pod łóżko, niby że my tu jesteśmy "prywatnie". Tak nas speszyła