cyrkowych, dźwigając w każdej ręce po jednym dorodnym okazie mężczyzny...<br>W niedzielne jesienne popołudnie, gdy ołowiowe światło zatopiło miasto Oksymoron w stężałej nudzie święta, gdy członkowie Ligi Zdrowia Psychicznego nisko krążyli nad dachami, gdy zastanawiałem się - jako człowiek skazany na wolność - czy pójść na wódkę do mecenasostwa Z., czy też udać się do Tęgopytka, przyszedł do mnie, bez wcześniejszego zapowiedzenia, inyżynier Henryk Wiator. Na jego twarzy zauważyłem ślady szminki, "kosmetyki masz na twarzy za grubo nałożone" - powiedziałem, a Henio, zupełnie nie zmieszany, przeciwnie, z pewną dumą odrzekł "wracam właśnie z telewizji, nagrywali ze mną, włącz, Stasiu, aparat, pooglądamy" i spojrzawszy na