w szlochu. Marta zaczynała wtedy z niesamowitym zapałem śpiewać ćwiczenia, Róża uspokajała się, zapominała mówić "proszę", wykrzykiwała raz z irytacji, raz z zachwytu. patrzyła w usta córki jak w siedlisko czarów, wreszcie <page nr=150> zamykała fortepian, obiema dłońmi ogarniała szyję Marty, oczy i usta zwężały się namiętnie - wyglądało na to, że córkę udusi. Szeptała jednak tylko: <br>- Ach, ty, ty niegodziwa! Więc umiesz jednak, więc wszystko potrafisz, udajesz tylko kreta, żeby mnie zamęczyć... <br>Całowała Martę, potrząsała nią, potem biegła: <br>- Czekaj, kogel-mogel przyniosę. <br>15 <br>Marta bardzo kochała brata. Tka samo pociągający jak Róża, bo tak samo uwikłany w niedostępne sprawy, nie miał w sobie