zabierze przecież ze sobą całego swojego personelu, przyjedzie z jednym albo dwoma bandziorami, nie będzie niczego podejrzewał, wykończą i jego, i mnie. Z dwojga złego lepiej już jechać do niego, ale przecież nie do Grandu!...<br>Wreszcie odezwał się sam pułkownik.<br>- Wszystko rozumiem, ale przecież to nie może trwać wiecznie - powiedział ugodowo. - Podobno nie chce pani nas wpuścić do siebie. Nie chce pani przyjechać do tego Grandu. To co, u diabła, pani proponuje?<br>- Siłą też się wywlec nie dam - uzupełniłam. - Jest pan pewien, że on jest prawdziwy?<br>- Obaj są prawdziwi!<br>Straciłam cierpliwość. Dosyć tego.<br>- Mogę zaryzykować przyjazd, ale tylko do Komendy, i