stara foliowa torbę, na placek błota przy chodniku, na zmięte pudełko po papierosach, byłam zupełnie oszalała, gdyby tam leżał zdechły kot albo potłuczone szkło, też bym w to wlazła. W końcu doszłam nad Wisłę, zbiegłam po schodkach, rzuciłam siatki z zakupami i siadłam na trawie. Oglądałam swoje stopy, były całe umorusane, poplamione, wyciągnęłam nogi przed siebie i wystawiłam twarz do słońca. Poczułam się nagle strasznie głodna, wyjęłam chleb, rwałam go kawałkami i zagryzałam kiełbasa. Jakiś dobry człowiek, chociaż dziwnie mi się przyglądał, jednak pomógł mi otworzyć piwo. To było chyba najlepsze śniadanie, jakie w życiu jadłam, nigdy jeszcze nic mi tak