się z ziemi, pociągnął Magwera za sobą. Popędzili ku domom Dabory ile sił w nogach, czekając, kiedy strzały o żółto-czarnych lotkach przebiją ich plecy. Czy to jednak gwardyjscy łucznicy już nie mieli pocisków, czy też zdumiał ich widok uciekającego gołego mężczyzny, czy też poczuli, że niezwykły człowiek przed nimi umyka - dość, że żadna strzała nie poleciała ku biegnącym.<br>Zatrzymali się dopiero między domami.<br>- Czyżbyś wystraszył ich swoim białym tyłkiem? - wydyszał Doron, uśmiechając się.<br>- Znowu ratujesz mi życie, Liściu - Magwer zaczął poważnie, nie zważając na to, że jest zupełnie nagi.<br>- Niech będzie - przerwał mu Doron. - Ściągnij lepiej portki z jakiegoś trupa