jakaś propozycja, na. przykład pisma, podania czy innej formalności, merytorycznie nic nie zmieniająca, ale taka, że opuściłbym Rzym pewien, że wszyscy mi tu chcieli pomóc, i instancja, do której się zwróciłem, i moi protektorzy. Wszędzie to lubią! Uprzytomniwszy sobie, że to na pewno tylko to, zmartwiałem. Od otrzymania listu nie upłynęło Pół godziny. Przez ten cały czas w nieufności natężałem moje władze umysłowe, żeby zrozumieć, co się za słowami Campillego ukrywa. Lecz, jak widać, nie bacząc na nic wszystkie stare nadzieje odżyły, bo aż mnie zamroczyło na samą myśl, że przez ten list nic się nie zmieni.<br>Taksówka skręca na most