stołówce. Początkowo nie pytaliśmy się nikogo, czy wolno nam sprzedawać wódkę, czy nie. Później jednak trzeba było pisać podanie, aby otrzymać bumagę z pieczątką. Jeśli idzie o trzeźwość, artyści nigdy nie odznaczali się dobrą opinią, toteż dla "dobra kultury" nie przyznawano nam potrzebnego papierka.<br>Tłumaczyliśmy urzędnikom, że lepiej, by koledzy upijali się w swoim lokalu, aniżeli włóczyli się po mieście i tam zażywali tej rozkoszy. Nie przekonaliśmy ich i od tego czasu wódkę przynoszono do stołówki prywatnie, dzięki czemu zabawa szła na całego. Wtedy ożywiały się dyskusje, które i tak kończyły się w jakimś nocnym lokalu: w "Warszawiance", "Feniksie", "Francuskim".<br>Wracaliśmy