św. Antoni zwalczał pokusy wśród ludzi, nie na pustkowiu. Nie staram się określić, co jest łatwiejsze, a co trudniejsze. Myślę, że równałoby się to tzw. włażeniu z kaloszami w cudze istnienie, o którego racjach i możliwościach nie przystoi wyrokować z zewnątrz zbyt kategorycznie i pochopnie. Wyrażam tylko i wyłącznie moje upodobania osobiste. Lecz zdaję sobie sprawę, że na podstawie tych zwierzeń mógłby ktoś uznać mnie za wyznawcę czynu. I miałby słuszność, choć niecałkowitą. Rzeczywiście bardzo wysoko cenię obiektywny czyn, lecz to nie znaczy, abym zachwycał się działaniem dla samego działania, bezustannym ruchem, wiecznym nienasyceniem rzeczywistością i poszukiwaniem pod maską przeróżnych sublimacji