prostu stówy czystej na stojaka. Nie dlatego, żebym był abstynentem. Nie. Popiłem sobie nieraz z kumplami, czasem nawet "wedle palca", ale picie przy bufecie, samotnie, wydawało mi się zawsze czymś prymitywnym, czymś dobrym dla amatorów samobójstwa bez widoków na skuteczne narzędzie. Ale tym razem wydawało mi się to najlepszym rozładowaniem upokorzenia i bezsilnej wściekłości. <br>W tym przygnębieniu powtarzałem sobie w myśli wiele razy somnambulicznie: "Ale to ja odkryłem Paramecium apotecarum i nikt mi tego nie odbierze!". Potem zacząłem myśleć spokojnie: niech sobie robią, co chcą, ale tej frajdy, tej radochy, jaką miałem tam, w mojej samotni, nikt mi nie jest w