wypuszczam kolejną porcję gazów. A co?! Wolno mi - myślę upojony wieścią, że żyję, że będę żył. <br>A, jeszcze się zepnę, jeszcze naprężę - muszę wydalić przecież z siebie te nagromadzone gazy. I w ciebie, palanciku, wyceluję, i w ciebie... Jadę po tej świątyni handlu, po tej największej zdobyczy "Solidarności", po wymodlonym, upragnionym, wywalczonym świecie dobrobytu i okadzam go kadzidłem mojego triumfu: będę żył! To nie był rak, tylko jakieś gazy źle umieszczone w jelicie, jakiś fatalny zastój. A więc popierduję na moich bliźnich, na moich współbraci w konsumpcji. Czuję, fizycznie czuję, że znów ofiarowano mi parę lat życia! Gra jakaś francuska muzyczka