Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Metropol
Nr: 02.20
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2001
ruch prawie wszystkich pasażerów. Zapchleni, drapią się jak łajdak nocny, mój Kot Dachowy? To nie pchły, a gorączkowe szukanie aparatu. Czyj? Nie mój? Kieszeń garsonki? Torebka? Boże, gdzie?
Boże, kto? Dziecku coś? Nie wzięło drugiego śniadania? Mąż stracił pracę? Kochanek został w szafie? Ach, to psiapsiółka też jedzie tramwajem, co urbi et orbi oznajmić trzeba, bo posiadacz (ka) komórki drze się, jak pracownik kuźni z 99,8-procentową utratą słuchu.
Cudze prostactwo - trzy, cztery przystanki - idzie znieść. Ale byłem na recitalu Krystyny Jandy. Ona, Maria Callas, wzlatuje nad poziomy. A na sali dryń-dryń. Artystce ledwie powieka drgnęła, lecz we mnie
ruch prawie wszystkich pasażerów. Zapchleni, drapią się jak łajdak nocny, mój Kot Dachowy? To nie pchły, a gorączkowe szukanie aparatu. Czyj? Nie mój? Kieszeń garsonki? Torebka? Boże, gdzie?<br>Boże, kto? Dziecku coś? Nie wzięło drugiego śniadania? Mąż stracił pracę? Kochanek został w szafie? Ach, to &lt;orig&gt;psiapsiółka&lt;/&gt; też jedzie tramwajem, co &lt;foreign&gt;urbi et orbi&lt;/&gt; oznajmić trzeba, bo posiadacz (ka) komórki drze się, jak pracownik kuźni z 99,8-procentową utratą słuchu.<br>Cudze prostactwo - trzy, cztery przystanki - idzie znieść. Ale byłem na recitalu Krystyny Jandy. Ona, Maria Callas, wzlatuje nad poziomy. A na sali dryń-dryń. Artystce ledwie powieka drgnęła, lecz we mnie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego