badawczym spojrzeniem, chcąc sprawdzić, jakie wrażenie wywarło jego przemówienie. Pani Lichoniowa słuchała go z otwartymi ustami, a jej małżonek uczynił niezwykle mądrą minę, dumny, że przedstawiciel nauki zwraca się doń w tak ważnej sprawie. Chłopcy siedzieli jak trusie. Antoniusz ciągnął ze swadą:<br> - Tymczasem są tu we wsi rozmaite szaławiły i urwipołcie, smyki i obiboki, które nie wiedzą, co ze sobą zrobić...<br>Dobrze trafił, bo w tym momencie pani Lichoniowa, zwróciwszy spojrzenie na chłopców, przerwała mu:<br> - Święta prawda, na przykład robią jakieś odlewy w gipsie i paprzą się jak świntuchy.<br>Mandżaro zrobił grobową minę i opuścił głowę. Chłopcy trącili się łokciami, nie