Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Płomyk
Nr: 11
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1953
nic... Powiedziałem tylko w swoim ojczystym języku, że poznawanie praw przyrody jest obowiązkiem uczonych, ile ty, Francesco, nie potrzebnie powtarzasz zasłyszaną rozmowę. Widzisz, twojego małego przyjaciela już naraziłeś na przykrości. Gdy domysły swoje ostatecznie udowodnię, wtedy sam ogłoszę je światu i wtedy zapewne spotka mnie to samo, co tego żartującego urwisa: zarzut bluźnierstwa - dodał ciszej cudzoziemski ksiądz.
Na małej bolońskiej uliczce znowu zaległa cisza.
Po chwili znów pojawił się smagły Giovanni w prześwitującej koszuli i postrzępionych spodniach. Patrzał w niebo. Wreszcie machnął ręką.
- Wiadomo, że Słońce się kręci! Było nad kościołem, a teraz jest już nad drzewem. Wieczorem chowa się z
nic... Powiedziałem tylko w swoim ojczystym języku, że poznawanie praw przyrody jest obowiązkiem uczonych, ile ty, Francesco, nie potrzebnie powtarzasz zasłyszaną rozmowę. Widzisz, twojego małego przyjaciela już naraziłeś na przykrości. Gdy domysły swoje ostatecznie udowodnię, wtedy sam ogłoszę je światu i wtedy zapewne spotka mnie to samo, co tego żartującego urwisa: zarzut bluźnierstwa - dodał ciszej cudzoziemski ksiądz. <br>Na małej bolońskiej uliczce znowu zaległa cisza. <br>Po chwili znów pojawił się smagły Giovanni w prześwitującej koszuli i postrzępionych spodniach. Patrzał w niebo. Wreszcie machnął ręką. <br>- Wiadomo, że Słońce się kręci! Było nad kościołem, a teraz jest już nad drzewem. Wieczorem chowa się z
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego