właśnie teraz, gdy nikt już nie dbał o miasto. Podniebny szybownik ujrzałby też kilkunastoosobowe grupki najeźdźców i obrońców ścigające się po uliczkach i zaułkach podgrodzia. Ścierające się ze sobą na placykach i skwerach. Także i te walki często przemieniały się w polowania na zaszczutych, samotnych ludzi, przenosiły do wnętrza domów, urywały nagle, gdy ogień lub dym ogarniał wojowników.<br>Gdyby ptaki interesowały się sprawami ludzi, potrafiły odróżnić ich twarze, szarże i godności, może dostrzegłyby oddział <orig>bana</>. Władca Leśnych Gór i jego skąpa, licząca kilkunastu przybocznych świta przedzierali się przez środkową część podgrodzia - tam, gdzie najgęściej stawiano domy, gdzie płonął wielki ogień i