Typ tekstu: Książka
Autor: Kołodziejczak Tomasz
Tytuł: Krew i kamień
Rok: 2003
zgarnęły lnianki i płatne paciorki, zlazły ze stołków i stanęły przed straganami; kupujący odłożyli trzymane w rękach towary; grodowi wyprostowali się natychmiast, bacznie obserwując ulicę.
Krzyk powtórzył się. Zagrały gwizdki strażników.
Ktoś uciekał.
Ktoś gonił.
Na ulicach nie było tłoczno. Dwaj chłopcy biegli więc ile sił w nogach, a ludzie ustępowali im z drogi. Mieli po dziesięć, może dwanaście lat. Pewnie złodziejaszki, więc w zasadzie należało ich złapać. Ale każdy łapserdak mógł w rękawie ukrywać nóż, więc nikt nie kwapił się, by pomóc strażnikom.
Chłopcy byli zmęczeni, biegli jednak uparcie, zacisnąwszy pięści, nie próbując nawet skręcić ku drzwiom domów stojących wzdłuż
zgarnęły lnianki i płatne paciorki, zlazły ze stołków i stanęły przed straganami; kupujący odłożyli trzymane w rękach towary; grodowi wyprostowali się natychmiast, bacznie obserwując ulicę.<br>Krzyk powtórzył się. Zagrały gwizdki strażników.<br>Ktoś uciekał.<br>Ktoś gonił.<br>Na ulicach nie było tłoczno. Dwaj chłopcy biegli więc ile sił w nogach, a ludzie ustępowali im z drogi. Mieli po dziesięć, może dwanaście lat. Pewnie złodziejaszki, więc w zasadzie należało ich złapać. Ale każdy łapserdak mógł w rękawie ukrywać nóż, więc nikt nie kwapił się, by pomóc strażnikom.<br>Chłopcy byli zmęczeni, biegli jednak uparcie, zacisnąwszy pięści, nie próbując nawet skręcić ku drzwiom domów stojących wzdłuż
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego