Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Detektyw
Nr: 1 (149)
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1999
je do komórki. Po chwili sanitariusz ujrzał spodnie dresowe, kurtkę i damskie figi poplamione krwią.
- O Boże... - szepnął, a potem rzucił gniewnie do Leśniaka: - Czemuś pan tego od razu nie powiedział?!
- Wyszło mi jakoś z głowy - z głupawą miną drapał się po głowie.
Jeszcze raz przetrząśnięto każdy kąt stodoły. Poszukiwania utrudniały zwały słomy wypełniającej pomieszczenie od klepiska po dach. Dziecka nie znaleziono. Powiadomiono policję.
O 5 rano w dyspozytorni pogotowia ratunkowego w pobliskim miasteczku zaterkotał telefon. Dzwonił mąż Weroniki. Poinformował, że noworodek się odnalazł.
- Szedłem z mlekiem do szosy. Mijając stodołę, usłyszałem słabe kwilenie. Dochodziło z góry, no więc wlazłem po
je do komórki. Po chwili sanitariusz ujrzał spodnie dresowe, kurtkę i damskie figi poplamione krwią.<br>&lt;q&gt;- O Boże...&lt;/&gt; - szepnął, a potem rzucił gniewnie do Leśniaka: &lt;q&gt;- Czemuś pan tego od razu nie powiedział?!&lt;/&gt;<br>&lt;q&gt;- Wyszło mi jakoś z głowy&lt;/&gt; - z głupawą miną drapał się po głowie.<br>Jeszcze raz przetrząśnięto każdy kąt stodoły. Poszukiwania utrudniały zwały słomy wypełniającej pomieszczenie od klepiska po dach. Dziecka nie znaleziono. Powiadomiono policję.<br>O 5 rano w dyspozytorni pogotowia ratunkowego w pobliskim miasteczku zaterkotał telefon. Dzwonił mąż Weroniki. Poinformował, że noworodek się odnalazł.<br>&lt;q&gt;- Szedłem z mlekiem do szosy. Mijając stodołę, usłyszałem słabe kwilenie. Dochodziło z góry, no więc wlazłem po
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego