wolał wyprawę do Starego Delhi niż wieczór u radży, lękał się spotkania Grace z Margit i błysku szczęścia w jej oczach, odruchowych drobnych gestów poufałości, które zazdrosna kobieta od razu odczyta. - Dobrze, pojedziemy do atelier Kanvala.<br>Cała służba przycupnęła pod ślepym murem podwórza, obserwowała uważnie ich odjazd. A więc oni w lot chwycili, co się dzieje, i usunęli się z domu, po spełnieniu obowiązków, zostawiając nam swobodę - pochwalił ich w myślach. - No, zobaczymy, jeżeli uda się zrobić z nich strażników naszego sekretu, potrafię milczenie wynagrodzić.<br>Prowadząc austina, wymijając rowerzystów nadlatujących w łopocie białych pidżam, chybotliwym ruchem podobnym do lotu motyli, dostrzegał