w głąb lasu, zostawiając na mchu ślady krwi.<br>- Ach, ty bałbies! Kaziuk, czekaj, ja idę po tych ludzi! Wszystko będzie dobrze, słyszysz? Adiutant Łapy zniknął pomiędzy pniami drzew, gdzie powstawał już gęsty mrok pachnący żywicą i kwasem mrowisk.<br>- Kaziuk, chodź ze mną! Polek czekał długą chwilę. Potem jął wolno zstępować w dół, gdzie klekotały drewniano jak kołatki bociany krążące nad łąkami koło Puszkarni. Kiedy stanął pośrodku torów, pomiędzy szynami biegnącymi srebrzyście ku miastu, spojrzał jeszcze na osadę. Z kominów wstawały ku niebu lśniącemu szare zwitki dymów. Ktoś grał na cymbałach, ukryty w chłodnej zieleni ogrodu. Gwizdnęła jękliwie lokomotywa. Z lasu wybiegły dwa