tylko na sztuce. Ale, niestety, z samej sztuki wyżyć się nie da. Żeby nas utrzymać, biorę dodatkowe zlecenia i ograniczam swoje potrzeby. Pracuję od rana do nocy, w weekendy daję korepetycje z angielskiego, a mój mąż po całych dniach siedzi w pracowni i tworzy. O zatrudnieniu się w szkole czy w domu kultury nawet nie chce słyszeć. Jarek nigdy nie ma grosza przy duszy, muszę pokrywać wszystkie jego wydatki. Ubieram go, karmię, kupuję gazety, papierosy, daję kieszonkowe. Niedawno poprosił mnie o większą gotówkę, bo chciał kupić mi na imieniny coś specjalnego. Jak mu nie wstyd?! Ta sytuacja mnie frustruje. Coraz częściej się